czwartek, 24 września 2009

o 18:04 , Autor: Goku122

No właśnie - każdy fan m&a prędzej czy później spotyka się z określeniem "moe". Pojawia się jednak poważny problem z prawidłowym przetłumaczeniem tego słowa na język polski. Język japoński, jak większość języków azjatyckich, posiada słowa/zwroty/przyrostki/przedrostki, które nie mają bezpośredniego odpowiednika w językach europejskich. Do tego przypadku zaliczyć można również wyżej wymienione "moe". Jak więc wyjaśnić zwykłemu zjadaczowi chleba prawdziwe znaczenie tego słowa? Spróbuję podjąć to wyzwanie.

"Moe" jest zwrotem slangowym, którego użycie wyraża zachwyt, podziw, uwielbienie, a nawet (w skrajnych przypadkach!) miłość i pożądanie. W tłumaczeniu na język polski musiałbym użyć pełnej tabulatury przymiotników, zaczynając od słowa "ciekawy", a kończąc na "kuchaniusieńskosłitaśnołołojejkusexy" - bo właśnie tak szeroki zakres znaczeń dopuszcza to słowo. Jedno możemy powiedzieć na pewno: slangowe "moe" nie jest samodzielnym rzeczownikiem, a jego zastosowanie zawsze łączy się z innym słowem (w sposób jawny lub ukryty). Przeanalizujmy kilka (dla ułatwienia spolszczonych) przykładów prawidłowego zastosowania "moe" do których dopisałem swobodne, acz prawidłowe tłumaczenia:

- Sakura-chan jest taka moe! (Sakura-chan jest taka śliczna!)
- Jestem moe na punkcie Sakury z tego anime (Jestem zauroczony Sakurą z tego anime)
- Jestem Miko moe (Jestem wielbicielem/fascynatem Miko)
- Patrzcie, to Sylwia! Mooeeeeee! (Patrzcie, to Sylwia! Ale laska!)

Możliwe jest też użycie "moe" jako przyrostka do jakiejś cechy np. meganekko-moe (meganekko - "dziewczyny w okularach") oznacza zainteresowanie (fetysz?) dziewczętami w okularach.

Odrębne słowo "moekko" to stereotypowe określenie atrakcyjnej osoby (w domyśle: młody i ładny).

Słówko jest też coraz częściej wykorzystywane w odniesieniu do rzeczy kompletnie niezwiązanych z mangowymi postaciami. Przykładowo tetsudou-moe ("tetsudou" - kolej) oznacza po prostu zainteresowanie kolejnictwem (tu chciałbym pozdrowić trainspotterów z Londynu).

Jak sami widzicie na powyższych przykładach, słowo "moe" ma bardzo szerokie zastosowanie i nie daje się bezpośrednio przetłumaczyć na język polski. Wykonując tłumaczenie musimy poznać kontekst zdania, bo w przeciwnym wypadku niemożliwe jest pełne zrozumienie tłumaczonego tekstu. I rzecz najważniejsza - "moe" nie jest żadnym synonimem loliconu (pokładanie swoich uczuć w młodych dziewczynkach lub też dorosłych kobietach na takie stylizowane)! Postacie pojawiające się w mangach loliconowych mogą być co najwyżej "moe" (w znaczeniu: "pociągające") dla wielbicieli takich wydawnictw.

No dobra, znacie już mniej więcej znaczenie i zastosowanie tego słowa. Teraz przejdziemy do tego, co humaniści tygryski lubią najbardziej, czyli geneza "moe".

Słowo moe (萌え) w języku japońskim oznacza dosłownie "kiełkowanie" bądź "pączkowanie". Skąd więc tak szerokie zastosowanie tego słowa w języku slangowym? Teorie są dwie. Pierwsza z nich wiąże powstanie nowego znaczenia słowa "moe" od imienia jednej z bohaterek "Czarodziejki z księżyca", a konkretnie od Hotaru Tomoe (Czarodziejki z Saturna). Druga teoria wiąże "moe" z japońskim słowem "moeru", które oznacza "płonąć" (twa dusza płonie na widok tej dziewczyny). Która teoria jest bliższa prawdy? Decyzję pozostawiam Wam.

Tekst ten dedykuję Maciejowi Jarkowiecowi, dziennikarzowi gazety "Przekrój", który wysmarował miesiąc temu artykuł pt. Japonia: dużo seksu, mało sensu, przedstawiając problemy łóżkowe Japończyków. Dochodząc jednak do zjawiska niezdrowego pociągu miłosno-seksualnego do poduszek z nadrukowanymi postaciami pochodzącymi z anime (dakimakura) autor wypowiada się w następujący sposób: Casanowów (pedofilów?) takich jak Taima są w Japonii tysiące. To tak zwani moe – głównie mężczyźni, którzy obdarowują uczuciem małoletnie bohaterki japońskiej popkultury. W dalszej części artykułu znajdujemy takie perełki jak: niektórzy moe, moe to radykalna odmiana otaku, Moe – czyli miłość w 2D...

Pan Maciej popełnił w tym przypadku kardynalny błąd - traktuje "moe" jako rzeczownik, sprowadzając cały szeroki zakres tego słowa do jednego porównania: moe = człowiek, który odczuwa pociąg seksualny do dwuwymiarowych komiksowych dziewczynek. Fani m&a zwracali w komentarzach uwagę na tragiczne błędy, jakie w tym artykule popełniono, lecz urażony Pan Maciej postanowił (dosyć mętnie) tłumaczyć się "pewnymi odbytymi rozmowami" oraz artykułem z "The New York Timesa" autorstwa Lisy Katayamy. Tak się składa, że czytałem ten artykuł (link). Czy nie zauważył Pan, Panie Macieju, że autorka ani razu nie użyła tego słowa jako rzeczownika określającego ludzi o tego typu skłonnościach?

Co więc zabrakło w artykule Pana Macieja? Na pewno czytania ze zrozumieniem - bo przecież większa część tego artykułu nie jest dziełem własnym, lecz opracowaniem dorobku zagranicznych dziennikarzy. Zabrakło również poczucia dobrego smaku, bo za opisywanie zjawiska wzięła się osoba, która tak naprawdę nie "siedzi w tym temacie", tylko próbuje wyklepać tekst mając przed nosem kilka artykułów i zerową wiedzę własną. No cóż - ale taka jest nasza prasa...

PS. I pamiętajcie - Moe nie jest moe!

0 komentarze: